W kręgu Wicca : Dlaczego praca w kowenie nie oznacza porzucenia „swojej” Ścieżki?






Wiele osób rezygnuje z inicjacji do Wicca Tradycyjnego, gdyż istnieje w nich przekonanie, iż dołączywszy do kowenu nie będą już praktykować „sami”, „po swojemu”, „samotnie”. Być może praktykowali czarownictwo eklektyczne od wielu lat i są bardzo przywiązani do rytuałów, które sami stworzyli, napisali, skonstruowali. Być może ich system wierzeń oraz praktyk to konglomerat pochodzący z różnych tradycji i przekazów, więc czują, że musieliby go nagiąć, zmienić lub wręcz odrzucić, dołączywszy do kowenu. Według mnie przekonanie to jest błędne.
Owszem, dołączając do kowenu, w którym są inni inicjowani Wiccanie, godzimy się na to, aby stać się aktywnym, współpracującym na wielu poziomach (rytualnym, magicznym, czasem wręcz codziennym) członkiem jakiejś wspólnoty. Rytuał inicjacji ma bowiem nie tylko „mistyczny” wymiar, ale wiąże się z bardzo realnymi i przyziemnymi następstwami. Odtąd zobowiązujemy się do regularnego uczestnictwa we wspólnych obrzędach, przygotowywania się do nich, poświęcania swojego czasu na naukę Rzemiosła. Zgadzam się także z tym, że ogromnie dużo wiedzy i technik zostaje nam przekazanych dopiero po inicjacji, technik objętych Przysięgą Milczenia. Będziemy poznawać siebie samych, siebie nawzajem, strukturę rytuału, rozmaite nauki związane – czy to z Wicca Tradycyjnym ogólnie, czy też z poszczególnymi liniami przekazu.
Warto jednak pamiętać, że wspólne świętowanie podczas sabatu oraz wiccański rytuał, na który w wyznaczonych terminach zjeżdżają się do świątyni członkowie kowenu, ma być swego rodzaju ukoronowaniem, podsumowaniem i zwieńczeniem pewnej pracy, którą każda z czarownic wykonuje osobno, we własnym zakresie. W Wicca mamy nauczycieli i starszyznę, ale nikt nie prowadzi nas za rączkę i nie wykonuje za nas „prac domowych”. Nasze magiczne postępy nie wynikają stricte z inicjacji, ale z całej tej prywatnej pracy, którą wykonamy później. Dlatego ci, którzy otrzymali inicjację, a potem przestali przyjeżdżać na sabaty i wykonywać wszystkie zdania, z jakimi można pracować w domu – są kiepskimi czarownicami.
Ze mną jest trochę tak, że bez przerwy fascynują mnie różne drogi „duchowego rozwoju” (wiem, jak okropnie brzmi dziś to wyrażenie, ale umówmy się, aby spojrzeć na nie bez niepotrzebnych naleciałości). Fakt, iż jestem Wiccanka, nigdy nie przeszkadzał mi w tym, aby symultanicznie zgłębiać zupełnie inne drogi. Wicca nie rości sobie pretensji do bycia jedynym, słusznym światopoglądem, który rzutuje na cały nasz charakter i widzenie świata. Przeciwnie, rytuał odprawiony wspólnie, mimo że robimy go razem, paradoksalnie jest całkowicie prywatnym przeżyciem. Każda z czarownic wnosi do kręgu nie tylko swoją osobistą „energię”, ale także swój system religijno-magiczny, swoje zainteresowania, swoje pasje. Tymi pasjami możemy, jako członkowie jednego kowenu, dzielić się poza rytuałami – ale nie musimy. Od lat zgłębiasz Tarota? Świetnie, możemy się czegoś od siebie nauczyć. Nie masz ochoty dzielić się ze mną tą wiedzą, ponieważ przyjechałeś tylko na sabat i nie jesteś w nastroju na wchodzenie w interakcje? Nie ma problemu. Wicca jest elastyczne. Zbieramy się po to, by odprawiać razem Misteria, ale poza rytuałem każdy z nas jest zupełnie osobną jednostką. Gdyby Wicca Tradycyjne kazało mi zrezygnować z moich osobistych duchowych poszukiwań, zainteresowań i praktyk, to prawdopodobnie nie czułabym się tak dobrze będąc Wiccanką, jak czuję się teraz.
Dlatego też uważam, że wątpliwości osób przywiązanych do swojej praktyki, które obawiają się, że inicjacja czegoś je pozbawi czy do czegoś zmusi – są niepotrzebne. Prywatna praktyką a praca w kowenie nie stoją ze sobą w sprzeczności, a mogą się świetnie uzupełniać.


 Aleksandra „Oltrix” Mikinka


Komentarze

Popularne posty